„NIE ZASŁUGUJĘ NA NALEPSZE” czyli JAK STRACIŁAM MIŁOŚĆ RODZICÓW PRZEZ TO, ŻE NIE UDŹWIGNĘLI MOJEGO DOJRZEWANIA
Czasami całkowicie normalne procesy naszego rozwoju, zmian zachodzących w ciele potrafią diametralnie zmienić nasze życie, przeorganizować relacje z rodzicami lub jakiś ważny ich aspekt…
Dziś chcę podzielić się fragmentem bardzo mocnego procesu…
Klientka jako temat do pracy zgłosiła, że ma głębokie przekonanie, że duże pieniądze, ale też piękny dom czy inne dobra, piękne rzeczy są nie dla niej…
Stanęłam więc w jej reprezentacji i popatrzyłam na krzesło, które reprezentowało te pieniądze i inne dobra…
Od razu poczułam, jakbym była w bańce, że jestem zamknięta w jakiejś przestrzeni, która oddziela mnie od świata zewnętrznego, w tym od tych dóbr…
Że jeśli chodzi o te dobra to ja coś tam o nich słyszałam czy widziałam na zdjęciach, ale tak naprawdę one mnie „nie dotyczą”, a w miarę rozwoju reprezentacji czułam, że wręcz mnie nie interesują…
Coraz bardziej zapadałam się w sobie, zamknęłam oczy, czułam, że jako człowiek ZAMYKAM SIĘ…
Zamykam się na świat zewnętrzny…
Że z zamkniętymi oczami, zasłoniętą rękami twarzą, w ciemności czuję jedynie trochę lęku i TRWAM…
Na nic nie czekam…
Trwam…
Przeczekuję moje życie…
I ten stan trwał jakiś czas, aż coraz bardziej zaczęłam czuć moje piersi, które mnie drażniły…
Czułam się jak przed okresem, czułam, że są nabrzmiałe, a nawet „wkurwione”…
Ja cała też byłam coraz bardziej wściekła na swoje piersi…
Czułam, że są duże, za duże, za okrągłe…
I żeby nie odstawały, to zaczęłam się garbić, wyginać kręgosłup z części piersiowej do tyłu, aby je schować…
Aby patrząc od przodu „było płasko”…
Zapytałam Klientkę, czy coś jej to mówi, że coś jej się przypomina…
Odpowiedziała, że jej ojciec odsunął się od niej jak zaczęła dojrzewać, a matka zaczęła ją atakować, kiedy np. wracała później do domu i oskarżać o bycie kurwą…
Ja natomiast miałam w reprezentacji coraz wyraźniejszą fantazję, że chciałabym się tych piersi pozbyć…
I nie jak niektóre kobiety po mastektomii odtwarzają piersi za pomocą chirurgii plastycznej, ja nie miałabym problemu, aby po prostu zagoiła mi się tam skóra…
Poczułam, że gdy nie miałam piersi, to mogłam być wyprostowana, było mi z samą sobą wygodnie…
Ale co ważniejsze, mogłam BYĆ SWOBODNIE przed moim tatą…
Mogłam patrzeć mu w oczy, on patrzył na mnie chętnie i bez skrępowania…
Czułam, że mogę być blisko niego…
Że nic nam w byciu blisko nie przeszkadza…
I coraz wyraźniej czułam, że te piersi mi to ZEPSUŁY…
Że w momencie, kiedy one wyrosły, czułam jakbym zrobiła COŚ ZŁEGO…
Jakbym złamała jakąś niewypowiedzianą umowę z tatą i mamą, że zawsze będę TAKA jak wcześniej…
Czułam, że przede wszystkim tatę ZDRADZIŁAM, bo się zmieniłam….
Bo nagle pojawiam się przed nim z tymi „bimbałami” i to takimi dużymi…
I co on ma zrobić?
I ON NIE MA INNEGO WYJŚCIA JAK TYLKO MNIE ODRZUCIĆ…
Odepchnąć…
Widzę, jak patrzy na mnie z niechęcią, zawodem, złością a może nawet obrzydzeniem…
I czuję, że to wszystko moja wina…
Bo to JA SIĘ ZMIENIŁAM…
Nagle przychodzę INNA i on nie może już odnieść się do mnie jak dawniej…
Na tej warstwie świadomości, na której pracowałyśmy, czułam, że to JA zrobiłam coś złego…
I że tata nie miał wyjścia jak właśnie mnie odepchnąć…
Czułam, że uwaga jego przenosi się z mojej twarzy, buzi, oczu na piersi…
Że tata PRZESTAJE WIDZIEĆ mnie jako człowieka…
Że przestaje patrzeć i widzieć mnie, moje uczucia, jak się czuję, co przeżywam…
Że jego wzrok zatrzymuje się 10 cm wcześniej i on już twarzy nie widzi…
Widzi tylko piersi, którymi go zawiodłam, złamałam to, co było między nami…
Poczułam wtedy wielki smutek z powodu tego, że tata już nie widzi we mnie mnie…
Że nie patrzy mi w oczy…
Ale czułam też u siebie tą winę, że ja nie mogę spojrzeć mu w oczy po tym, co zrobiłam…
Czułam, że HONOROWO USUWAM SIĘ…
Na margines…
Że zrzekam się swoich praw, dążeń, marzeń…
Dokonuję SAMOWYGNANIA…
I że zgadzam się na takie trwanie w niczym…
Poczułam też z czasem bardzo mocno, że ja NAPRAWDĘ STRACIŁAM rodziców takich, jacy byli dla mnie wcześniej…
Naprawdę STRACIŁAM ich OTWARTOŚĆ na mnie…
Straciłam to, że kiedyś patrzyli na mnie chętnie…
Że czułam, że CAŁA JA, wszystko we mnie było OK i było akceptowane…
Że niczego nie musze ukrywać, niczego się wstydzić…
Że mogę być blisko nich…
Nawet na kolanach i przytulać się…
I poczułam, że JA NAPRAWDĘ TO STRACIŁAM…
W chwili, jak zaczęłam dojrzewać i urosły mi piersi, te dobre relacje z rodzicami SKOŃCZYŁY SIĘ…
Od tej pory już nie potrafili być dla mnie życzliwi…
Od tamtej pory nie dostawałam od nich ani akceptacji ani miłości…
Czułam, że matka jest na mnie jakby wściekła…
Że jest ostra i raniąca…
Że nie odnosi się już do mnie jako człowieka, swojej córki jak wcześniej, tylko że w jej przypadku też moje piersi sprawiły, że była na mnie tylko wściekła, krytyczna, oskarżająca, obwiniająca…
A ojciec zdradzony, niechętny, zawiedziony i reagujący „adekwatnie” na to, co „ja ze sobą zrobiłam”…
Ta świadomość, że pewien etap się zakończył…
Że straciłam miłość i ciepło rodziców…
To naprawdę stanięcie w tym…
Dopełnianie się tej świadomości we mnie…
Doprowadziło mnie do uświadomienia sobie, że to NIE JA ICH ZDRADZIŁAM…
Że to NIE JA ZROBIŁAM COŚ ZŁEGO…
Że to NIE JA zdradziłam naszą relację i jej charakter…
Że to NIE JA PIERWSZA dokonałam SAMOWYGNANIA…
Tylko, że to ONI MI TO ZROBILI…
Że to rodzice mnie wygnali…
Że to oni w chwili wejścia w etap dojrzewania odmówili mi miłości…
Że to oni zmienili do mnie swoje nastawienie…
Że to ojciec mnie odrzucił i odepchnął…
Że to matka stała się agresywna i zapalczywa…
I że jakby tego było mało, obwinili o to wszystko MNIE…
Przerzucili na mnie odpowiedzialność za różne porąbania, emocje, skojarzenia, które należały DO NICH…
Że to oni mnie zdradzili jako swoje dziecko i odrzucili i wymówili się moją zmianą…
Czułam jakby rzucali we mnie oskarżeniami, obwinianiem, niechęcią i krytyką CHCĄC USPRAWIEDLIWIĆ i ZNALEŹĆ WYMÓWKE DLA SWOJEGO ODRZUCENIA MNIE…
Że oni „zostali bez wyjścia”…
Nie mogli postąpić inaczej…
Że to „BYŁO ADEKWATNE”…
Oczywiste w odpowiedzi na moją zmianę…
Coś Ty ze sobą zrobiła???
Takiej to my Cię nie chcemy…
Zobaczyłam, że nie można przestać rosnąć i się rozwijać…
(Chociaż i tego niektórzy próbują)…
A ja poczułam smutek…
Że te nieuniknione zmiany we mnie, w moim ciele sprawiają, że ja nie mogę ZATRZYMAĆ MIŁOŚCI RODZICÓW…
Że nie mogę zatrzymać tego etapu, kiedy czułam się chciana, właściwa i przyjęta…
Kiedy było blisko, wesoło, beztrosko, ciepło…
Że nie mogę wrócić do etapu SPRZED dojrzewania…
Kiedy byłam dzieckiem…
Kiedy byłam „deską”…
Kiedy piersi nie pochłonęły jeszcze UWAGI, której potrzebowałam DLA SIEBIE jako człowieka…
I nie ściągnęły na mnie odrzucenia i złości…
Tak…
Ze względu na to, że moi rodzice nie udźwignęli mojego dojrzewania…
Naprawdę to straciłam…
Poczucie tego miejsca w sobie, w swoim ciele jest niesamowicie mocnym doświadczeniem…
Że naprawdę tak się stało…
Że zostaję sama…
Wykopana…
Że odcinają się ode mnie…
Ale przechodząc cały ten proces czułam, że powracam do SIEBIE…
Do kontaktu ze sobą…
Że już nie muszę się obwiniać…
Że to, co rodzice mi zrobili…
I mam na myśli zarówno odrzucenie jak i zrzucenie winy na mnie było OKRUTNE…
Krzywdzące…
Niesprawiedliwe…
I na pewno nie zawinione…
Ja NIE ZROBIŁAM NIC ZŁEGO…
A mimo to zostaję wygnana…
A mimo to rodzice ODMÓWILI MI PRAWA, abym dalej była i czuła się ich właściwym dzieckiem…
To ONI WYCOFALI SWOJĄ MIŁOŚĆ i przestali mi ją dawać…
Oni wycofali miłość i na jakimś poziomie zgodę na mnie…
A ja wycofałam się z życia i zrzekłam się prawa do dobrego życia…
Postanowiłam trwać w nicości i czekać na koniec…
Jakbym pokutowała za zarzucone mi przewinienie…
Teraz widzę tą zależność…
I teraz mogę przeżywać swoją rozpacz z powodu wygnania z raju…
Z powodu utracenia prawa do mieszkania w raju…
Opłakuję też to odrzucenie w moim ciele…
Ale ja na swoje ciało coraz bardziej się już zgadzam…
Już go nie obwiniam…
Nawet moich piersi 😊
I patrzę do przodu…
Nie jest łatwo…
Nie jest jeszcze ciepło, jest zimno…
Ale jestem z tym wszystkim W KONTAKCIE…
Jak prawie nigdy mi się to nie zdarza, tym razem poprosiłam Klientkę o zgodę na opisanie tego procesu…
Dziękuję, droga Kobieto, za to, że się zgodziłaś…
Bo wiem, że to wszystko przeżywało w okresie dojrzewania bardzo wiele dorosłych dziś kobiet i przeżywa wiele dziś dorastających dziewczynek…
Bo to proces bardzo wielu z nas, które noszą podobne rany.…
Niech przyniesie ulgę i zrozumienie tym, których dotyczy…
Ten wielki ból, ta rozpacz z powodu odrzucenia przez ojca czy oboje rodziców PRZYKRYTA jest czasami ogromną wściekłością lub zobojętnieniem, odcięciem z bezradności…
Które to znów…
Uzasadniane są pokrętnie i manipulacyjnie oraz aby wymigać się od swojej odpowiedzialności zmianami hormonalnymi i dorastaniem…
Że to taki czas…
A prawda jest taka, że ten ból jest tak wielki, tak pierwotny plus chęć ochronienia rodzica kosztem obwinienia siebie są w nas TAK GŁĘBOKO UKRYTE…
Że mało kto te procesy przechodzi w całym ich skomplikowaniu i złożoności…
W całej ich bezwzględności, nieuchronności i okrucieństwie…
Z koniecznością zobaczenia rodziców jako tych, którzy odrzucili własne dziecko i odmówili mu dalszego zasilania swoją miłością…
Wiele osób ma świadomość, że ojciec może czuć do córki pociąg fizyczny, jak ona dorasta i ją odrzucać…
Ale PRZEŻYCIE tego naprawdę NA SOBIE…
Razem z tą chęcią zatrzymania dojrzewania…
Zatrzymania rośnięcia…
Nienawiścią do swojego ciała, do piersi, którą są przecież symbolem obfitości…
Jest bardzo trudne i bardzo bolesne…
Zwłaszcza, że niezawinione…
A dziecko zrobiłoby wiele lub wszystko, aby ZATRZYMAĆ miłość rodziców…
Dziecko kochane ma naturalny dostęp do tego, co mu potrzebne do szczęścia…
Dziecko kochane będzie czuło, że to NORMALNE mieć pieniądze i piękne rzeczy…
Dziecko, któremu rodzice odmówili miłości, będzie samo się za to obwiniać i będzie czuło, że NIE ZASŁUGUJE na to, na najlepsze…
Co dobre, piękne, co cieszy…
Jeśli ten tekst dotknął czegoś w Tobie – wiedz, że nie jesteś sama.
Może też przez to przechodziłaś.
Może Twoje ciało pamięta więcej, niż sądzisz.
Na szczęście z tym wszystkim można pracować.
Można wydobyć na wierzch to, co kiedyś trzeba było w sobie z powodu przytłoczenia i braku wsparcia, ukryć.
Można raz jeszcze wrócić do tych przeżyć i tego, co się w nas zapisało, ale już z dzisiejszą świadomością i dojrzałością.
I właśnie tego życzę wszystkim Kobietom, które noszą w sobie podobną historię.
Certyfikowana Terapeutka Ustawień Systemowych
Newsletter
Zapisz się na newsletter, aby dostawać najświeższe informacje o nowych terminach warsztatów na kolejne miesiące.
Zapraszam, bądźmy W KONTAKCIE.
Powiązane wpisy
Ciało i seksualność
NIE CHCĘ BEZ PRAWDZIWEGO CHCENIA I OCHOTY…
Ciało i seksualność
W ustawieniach często pokazuje się, jak bardzo kobiety cierpią z powodu byle jakiego seksu… Z powodu braku bliskości, braku romantyzmu… Uwodzenia, gry wstępnej… Nastroju, z powodu braku PRZESTRZENI i braku DBANIA o stworzenie przestrzeni na to, co potrzebuje odpowiedniego klimatu, aby dojrzeć… Jak bardzo kobietom, naprawdę WIELU KOBIETOM brakuje, aby były widziane jako kobieta, jako człowiek… Żeby partner popatrzył [...]