Na ostatnim warsztacie pokazało nam się pięknie, wyraźnie i jednoznacznie, jak powstają w nas pewne PROGRAMY, które sterują dalej często całym naszym życiem czasami w najważniejszych jego obszarach.
W pewnym ustawieniu reprezentantka Klientki, która w dzieciństwie była świadkiem przemocy, awantur między rodzicami, która siedziała skulona i przerażona za krzesłem powiedziała:
Czuję, jak zapisuje mi się w głowie: tata to życie.
Nawet tata, który wrzeszczy, przy którym mama płacze to życie.
A nawet: niebezpieczeństwo to dla mnie bezpieczeństwo.
Jakże często wydaje nam się, nasz mózg ZAKŁADA, że to, co spotyka nas przy naszych rodzicach, w naszym własnym domu, od najbliższych osób JEST DOBRE…
Nawet jak jesteśmy blisko śmierci, nawet jak komuś dzieje się ewidentna krzywda, to dziecku wydaje się, że to jest dobre, bo to są rodzice…
Że przemoc, której doznajemy jest ok…
Jakby ta podstawowa więź, od której zależy nasze życie, ta konieczna do utrzymania za wszelką cenę więź USTANAWIA w nas pewien STAN BAZOWY….
Stan bazowy, który my Z KONIECZNOŚCI uznajemy za DOBRY…
Dlaczego z konieczności?
Dlatego, że będąc malutkim dzieckiem, nie możemy pozwolić sobie na luksus realnej oceny sytuacji w domu…
Dlatego, że jako maleńkie dziecko potrzebujemy, dosłownie ZA WSZELKĄ CENĘ CZUĆ, ŻE MAMA NAS KOCHA…
Jeśli 2-letnie dziecko uświadomiłoby sobie, że: MAMA MNIE NIE CHCIAŁA….
Mama nienawidzi taty…
Mama mnie nie kocha, mama ode mnie ucieka…
Tata zagraża mnie i mamie…
Tata jest zdolny mnie zabić…
To jak by to na nie wpłynęło?
Dziecko nie może tego zobaczyć, bo będąc malutkie i całkowicie zależne nie może nic z tym zrobić…
Nie może rodziców zmienić…
Nie może od nich odejść, bo NIE MA DOKĄD ODEJŚĆ…
Maleńkie dziecko nie może znienawidzić ani zobaczyć niechęci czy wrogości ludzi, od których zależy jego życie…
A więc dziecko potrzebuje oprzeć się NAWET NA KŁAMSTWIE…
Potrzebuje oprzeć się na kłamstwie, aby MÓC wytrzymać, aby móc zaakceptować swoje otoczenie takie, jakie jest…
Aby w nim wytrwać do samodzielności…
Musi siebie samo OSZUKAĆ, oszukać swoje zmysły, aby chociaż w iluzji MIEĆ poczucie bezpieczeństwa, przynależności, mieć kogoś, kto je kocha…
I w tym przeżyć…
W tym chociażby kłamstwie wobec samego siebie zaspokoić najważniejszą potrzebę miłości, bliskości…
Nawet za cenę molestowania pomylonego z miłością, troską, przyjemnością, bliskością…
Nawet za cenę bicia, do którego dorabia sobie lub kupuje wersję, uzasadnienie od opiekunów…
Np. że jest bite ze swojej winy, bo jest niegrzeczne i nieposłuszne…
A więc rodzic jest dobry, to dziecko jest złe….
Ok to już łatwiej zaakceptować…
A więc na pewnym etapie rodzic nie może zostać skrytykowany i zrzucony z piedestału…
Rodzic NIE MOŻE być zobaczony w prawdzie…
Rodzic, jego rola, „dobre intencje”, to, że KOCHA, muszą zostać za wszelką cenę OCALONE, aby ocalone zostało przetrwanie dziecka…
Nawet za cenę rozszczepienia…
Za cenę odrzucenia swojej złości, poczucia krzywdy, strachu, wykorzystania, pobicia, upokorzenia…
Nawet jeśli mała lub mały JA, który czuje: nie chcę, boję się, nie czuję się kochany, jestem pobity, skrzyczany, wzgardzony, to musi zostać WYGNANY…
Nie mogę na Ciebie patrzeć…
Nie mogę Cię do siebie dopuścić, bo WIESZ, PAMIĘTASZ na temat mojej relacji z rodzicami i tego jak się przy nich czułam lub czułem coś, co sprawiłoby, że musiałabym lub musiałbym ich odrzucić, że bym ich może znienawidził i nie byłbym lub nie byłabym w stanie na nich patrzeć, mieszkać z nimi, mówić: mamo, tato…
A może bo bym ich w napadzie szału zabił lub zabiła…
I większość osób NIGDY nie spotyka się ze swoją prawdą…
Ciągle nie istniejący, wyidealizowani rodzice stoją na piedestale…
Dziadek, który molestował, a cała rodzina mówi o nim dziadziuś…
Dzieje się to KOSZTEM NASZEJ PRZYTOMNOŚCI…
ZDOLNOŚCI DO REALNEJ OCENY SYTUACJI z wtedy i DZIŚ…
Dzieje się to też kosztem naszej ZDOLNOŚCI do oceny sytuacji, podjęcia decyzji, bycia podmiotem a nie przedmiotem…
Kosztem ZDOLNOŚCI DO PODJĘCIA ZMIANY w swoim życiu…
Bo aby nastąpiła w nas zmiana, aby przyszła gotowość do czegoś więcej, najpierw musi dojść do wyciągnięcia wnisków z tego, co już stało się naszym doświadczeniem i przyniosło jakieś skutki…
Dlatego tak wiele osób nie jest w stanie ZOBACZYĆ tego, co dzieje się dziś na świecie…
I nadal mówią: wierzę ekspertom…
Ufam autorytetom…
Ja się nie znam, sam na temat tego, co mi służy, co dla mnie dobre, nie wiem NIC…
Nie będę niczego czytać, analizować, wnikać…
Nie będę używać swojego rozumu, to wszystko jest za skomplikowane, nie mam kompetencji…
Nie mam nawet kompetencji, aby wyciągnąć wnioski z tego, co obserwuję wokół siebie…
Nie nazywam nawet, czy to, co ze mną i z moim życiem jest robione, podoba mi się, czy tego chcę, czy się na to zgadzam…
Słucham ich i podążam za nimi…
Dryfuję…
Są tajemnice przed nami samymi, przed nami i rodzicami, których nie wolno wyjawić…
Których nie wolno tknąć…
Nie wolno mówić o tym, że tak, utrzymywaliście mnie, czasami lub często było nawet dobrze, ale zdarzały się też ataki na mnie…
Terroryzowaliście mnie…
Wzbudzaliście poczucie winy…
Zastraszaliście…
Dopuszczaliście się wymuszeń…
Traktowaliście mnie z pogardą…
Tak, taka jest prawda…
Teraz zapraszam wykluczone wersje mnie…
Możecie już opowiedzieć brakujące puzzle mojej historii…
Teraz, kiedy jestem dorosła lub dorosły, moje przetrwanie NIE ZALEŻY już od moich rodziców…
Teraz ja decyduję czy lub jak często chce ich widywać…
Teraz mogę zobaczyć to, co dawniej skazałoby mnie na chorobę psychiczną, konieczność ucieczki z domu jak nie było dokąd lub zbrodnię…
Wiele razy stojąc w reprezentacji czyjegoś wewnętrznego dziecka czułam, że mam dzisiejszemu dorosłemu wiele do opowiedzenia…
Wiele razy czułam też, że on nie jest na to gotowy…
Że jeśli się otworzę, a on to odrzuci, zaprzeczy temu, zdewaluuje lub się odetnie, to poczuję się jeszcze bardziej zdradzona, wykorzystana, że odejdę jeszcze dalej w jeszcze większej beznadziei…
Dlatego tak ważna jest szczerość z wewnętrznym dzieckiem i dawkowanie wspomnień…
Niektórzy są motywowani do tej pracy tym, że chcą coś przepracować i pozbyć się jakiejś blokady…
Że tak naprawdę nie chcą wysłuchać swojej historii i pozwolić sobie jej przeżyć tylko chcą mieć ją z bani…
W ten sposób wyrządzają sobie jeszcze większą krzywdę…
Jeszcze bardziej się oszukują i zdradzają…
I jeszcze bardziej oddalają od samych siebie…
Dlatego przestrzegam, aby tego nie robić…
Uwzględnić swoje opory, niechęć lub brak gotowości…
Może najpierw spotkać się z tymi częściami nas samych, które nie chcą widzieć swojej prawdy…
Bo szczere spotkanie z tymi częściami jest prawdziwym krokiem do prawdziwego więcej…
Certyfikowana Terapeutka Ustawień Systemowych
Newsletter
Zapisz się na newsletter, aby dostawać najświeższe informacje o nowych terminach warsztatów na kolejne miesiące.
Zapraszam, bądźmy W KONTAKCIE.
Powiązane wpisy
Różne
Świadome rodzicielstwo i prawdziwe partnerstwo to są wyzwania, przed którym stoi dopiero nasze pokolenie. Nie znaczy to, że kiedyś nie było kochających się małżeństw czy rodziców kochających dzieci, ale jednak na skalę masową to są nowe wyzwania. Często pojawiają się głosy, że trudno to miały nasze babcie i prababcie, bo ich mężowie zginęli na wojnie, a one nie miały [...]
Różne
Pułapka wybrańca często zdarza się w rodzinach, gdzie ktoś nie dał czegoś swojemu dziecku, np. akceptacji, uznania, miłości, bliskości, zachwytu… Gdzie ogólnie dziecko nie czuło się przez matkę czy ojca przyjęte, kochane, ważne, widziane, właściwe… Gdzie rodzic dziecka nie brał na kolana i nie pokazywał światu, że jest dumny ze swojego dziecka, za to później na pierwszy rzut oka [...]
Różne
W systemie rodzinnym ciężkie energie biorą na siebie najsłabsi w systemie- najczęściej dzieci, ale też zwierzęta… Jeżeli więc choruje pies lub jakieś inne zwierzę, to możliwe, że jest ono pochwycone do reprezentowania czegoś, co chce się pokazać z systemu rodzinnego… Jeśli nagle pies nie może chodzić i załatwiać swoich potrzeb fizjologicznych jak zawsze, to czy coś Ci to przypomina? Czy [...]