Do napisania tego postu skłoniła mnie reprezentacja, w której kiedyś byłam. Reprezentacja człowieka po wypadku, który był przez ponad rok utrzymywany był w śpiączce. Któremu wszelkimi dostępnymi sposobami RATOWANO ŻYCIE.
Ja nie oceniam tego, co zostało zrobione, to jest za duże na to, żeby to oceniać, ale jednym z życzeń tej osoby było, aby jej głos poszedł w świat i został usłyszany przez tych, którzy za wszelką cenę Z MIŁOŚCI chcą ratować najbliższe umierające osoby przed śmiercią.
To była bardzo głęboka reprezentacja i postaram się opisać te doznania, które wtedy odczuwałam.
Czułam najpierw wysychające usta…
Czułam jak z każdym oddechem napina mi się skóra na wargach, jak ta sucha skóra jest zasysana i puszczana…
Czułam, że mam też sucho w ustach, że nie mogę się obliznąć i nawilżyć błon śluzowych…
Czułam też, że mam za mało tlenu…
ZA DUŻO ŻEBY UMRZEĆ, ZA MAŁO ŻEBY ŻYĆ I CZUĆ SIĘ DOBRZE.
Co jakiś czas czułam nadchodzące zawroty głowy, z niedotlenienia…
Drętwiało mi też miejscowo całe ciało, zwłaszcza dłonie…
W ogóle czułam, że zwłaszcza do dłoni i stóp krążenie nie docierało w wystarczającym stopniu…
Czułam tam swędzenia, kłucie, momentami straszną suchość skóry, i to martwienie palców…
Czułam też ogromny niepokój i to, że ta męczarnia nie ma końca…
Czułam też w tej reprezentacji, że leżę sama a właściwie sam na jakiejś sali jakby szpitalnej i nikogo nie ma przy mnie…
Nikogo, kto PATRZYŁBY na MNIE i NA TO JAK JA SIĘ CZUJĘ…
Nikogo, kto dostrzegłby, że np. mam tak strasznie suche usta, na granicy pęknięcia skóry..
Nikogo, który by mi te usta zwilżył…
Nikogo, kto zobaczyłby, że SIĘ DUSZĘ…
Nikogo, kto patrzyłby na to, CZY JA CHCĘ TAK ŻYĆ!
A właściwie TRWAĆ W tym STANIE AGONII…
Czułam też narastającą złość…
Ogromną NIEMOC w związku z tym, że sama nie mogę nic zrobić, że nie mogę odłączyć się od aparatury „ratującej” życie…
Podtrzymującej życie…
A konkretnie NIE POZWALAJĄCEJ MI UMRZEĆ…
Nie pozwalającej mi PRZESTAĆ SIĘ DUSIĆ…
Nie pozwalającej mi WEJŚĆ W SWÓJ RUCH…
Czułam się PRZETERMINOWANA…
Czułam, że na jakimś poziomie jestem już martwa…
Czułam, że moje tkanki są już na jakimś poziomie zmienione…
A mimo to nie pozwala mi się ZAZNAĆ ULGI…
Czułam się traktowana PRZEDMIOTOWO…
Żeby odciążyć czyjeś sumienie…
Że ktoś ZROBIŁ WSZYSTKO, CO MÓGŁ…
Że taka jest miłość matki, że ratuje choćby nie wiem co…
Ale dlaczego ja mam płacić tak nieludzką CENĘ za czyjeś psychiczne odciążenie czy poczucie, że dobrze robi?
Byłam naprawdę wściekła, bo czułam, że gdybym mogła się ruszać, mówić, to reagowałabym ze wszystkich sił, że gdybym mogła to z kimś, kto chciałby mi to zrobić, walczyłabym na śmierć i życie…
Że żaden sąd nie zezwoliłby na takie dręczenie innej osoby, na takie tortury…
A tak leżę tu NIEMA, nie mogę nawet ruszyć rękami, nie mogę krzyczeć ze wszystkich sił, szarpać się i próbować wyrwać…
Że cały ten mój dramat rozgrywa się w ciszy…
Pozornie w SPOKOJU…
Nawet NUDZIE podczas nocnej zmiany w szpitalu…
Gdzie ktoś myśli: śpi sobie…
Nic nie czuje…
ALE NAJWAŻNIEJSZE, ŻE ŻYJE…
Miałam też wrażenie, że ci, którzy się o to dla mnie wystarali, nie chcą nawet na mnie patrzeć…
Że im za ciężko…
Że nie chcą mnie tak naprawdę widzieć ani wczuć się w to, przez co przechodzę ja…
Później w tej reprezentacji pomyślałam też o zamrożonych zarodkach ludzkich…
O metodzie in vitro…
Ile tam ginie rozpoczętych żyć…
A ile błąka się w zamrożeniu przez lata i dekady…
Bo ktoś tak chciał mieć dziecko…
Ktoś tak chciał mieć dziecko, że nie myśli nawet o piekle wielu innych, poczętych do tego celu…
O ich odstawieniu na boczny tor życia…
Do poczekalni…
Na niewiadomy okres czasu…
Może Cię kiedyś odmrozimy, a może wyrzucimy do odpadów medycznych…
Przyszło mi w tej reprezentacji to, że tak to jest, kiedy człowiek EKSPERYMENTUJE z życiem i śmiercią…
Kiedy chce powołać do życia człowieka, mimo że ciało rodziców mówi temu NIE…
Mimo że być może któryś ród lub oba mówią NIE.
Gdzie leży granica ratowania życia?
Na JAKĄ CENĘ się zgadzamy?
Ile istot ludzkich może zapłacić za życie jednego, który się urodzi?
ILE TO JEST OK?
Na jaką cenę zgadzamy się, ABY ZAPŁACIŁ KTOŚ?
Czy sami CHCIELIBYŚMY ZAPŁACIĆ TAKĄ CENĘ?
I DLA KOGO właściwie jest to ratowanie?
Czy dla osoby, która leży tam sama w niedotlenieniu?
Czy ona by tego chciała?
Czy może coś nam się pomyliło…
Gdzie ta miłość?
Gdzie szacunek?
Czy takie czyny mówią: kocham Cię?
Czy: żyj dla mnie, bo ja tak chcę?
Bo potrzebuję mieć spokój sumienia, że zrobiłam WSZYSTKO.
Że niczego nie zaniedbałam.
Dokąd sięga Miłość, a gdzie zaczyna się egoizm, bezwzględność i sadyzm?
Czy nasze działanie mieści się w ramach ruchu ku życiu?
Czy tylko ślepo wyrywamy kogoś z jego ruchu ku śmierci…
Utrzymując go pomiędzy…
Czy my możemy całościowo WYGRAĆ z tym większym ruchem?
Czy możemy go przezwyciężyć?
Czy możemy naprawdę przekroczyć tą granicę?
Jaką cenę przyjdzie zapłacić wszystkim zainteresowanym i ich potomkom?
Ile różnych stanów agonalnych będzie w energii całego rodu poprzyklejanych do różnych osób?
Ile osób będzie odczuwać to bycie na pograniczu życia i śmierci?
Ile osób będzie się dusić?
Ile będzie się bało zasnąć?
Ile będzie reanimować ciała, masować, ile zostanie fizjoterapeutami, lekarzami…
Czy kiedy tak mocno będziemy ratować przykładowo nasze dziecko, to czy nasz wnuk będzie miał dostęp do swojej życiowej siły?
Czy następni to wytrzymają?
To są bardzo ważne i trudne pytania zwłaszcza w dzisiejszych czasach.
I nie ma tu jednoznacznych odpowiedzi.
Але на pewno warto patrzeć na osobę, której dotyczy medyczna interwencja.
Czy ona chce…
Czy ona jeszcze chce…
Certyfikowana Terapeutka Ustawień Systemowych
Newsletter
Zapisz się na newsletter, aby dostawać najświeższe informacje o nowych terminach warsztatów na kolejne miesiące.
Zapraszam, bądźmy W KONTAKCIE.
Powiązane wpisy
Różne
Świadome rodzicielstwo i prawdziwe partnerstwo to są wyzwania, przed którym stoi dopiero nasze pokolenie. Nie znaczy to, że kiedyś nie było kochających się małżeństw czy rodziców kochających dzieci, ale jednak na skalę masową to są nowe wyzwania. Często pojawiają się głosy, że trudno to miały nasze babcie i prababcie, bo ich mężowie zginęli na wojnie, a one nie miały [...]
Różne
Pułapka wybrańca często zdarza się w rodzinach, gdzie ktoś nie dał czegoś swojemu dziecku, np. akceptacji, uznania, miłości, bliskości, zachwytu… Gdzie ogólnie dziecko nie czuło się przez matkę czy ojca przyjęte, kochane, ważne, widziane, właściwe… Gdzie rodzic dziecka nie brał na kolana i nie pokazywał światu, że jest dumny ze swojego dziecka, za to później na pierwszy rzut oka [...]
Różne
W systemie rodzinnym ciężkie energie biorą na siebie najsłabsi w systemie- najczęściej dzieci, ale też zwierzęta… Jeżeli więc choruje pies lub jakieś inne zwierzę, to możliwe, że jest ono pochwycone do reprezentowania czegoś, co chce się pokazać z systemu rodzinnego… Jeśli nagle pies nie może chodzić i załatwiać swoich potrzeb fizjologicznych jak zawsze, to czy coś Ci to przypomina? Czy [...]